26 | 04 | 2024

Porady dom ogród

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

     Dzień dobry dzisiaj temat z korzeniami w czasach komuny. Nie każdy czytający będzie pamiętać, co to.
Udało mi się w końcu pociąć stary, skorodowany nasz komin. Rodziciele wiele lat temu zbudowali cieplarnię, taki za komuny był przykaz: na terenie rolniczym nie można było zbudować jedynie domu z trawniczkiem i kwiatami. Należało postawić jeszcze jakiś obiekt gospodarczy związany z rolnictwem czy ogrodnictwem. Miał to być rzecz jasna budynek nie folia na pomidory. I tak rozpoczęła się historia moich rodziców z ogrodnictwem. Postawili szklarnię, kotłownię i wiadomo jak kotłownia to komin. Obecnie to jak coś wznosimy to najpierw jest projekt, pozwolenie i tak dalej a później kasa i materiały. Za komuny i tu trochę historii droga młodzieży nie było takiego schematu. Komin w planach miał być murowany, ale ojciec nie zdobył przydziału cegły, ta co była starczyła ledwie na dom. Ale kombinowanie to podstawa, więc jak zaczęli budować ciepłociąg w naszej okolicy to zorganizowało się trochę rur średnicy 400 mm. Stalowych oczywiście, po przyspawaniu kołnierzy można było skręcić komin. Odcinki przykręcone zostały śrubami. I tak komin stał sobie i rdzewiał przez wiele lat. Ale wszystko się kiedyś kończy.

    Rdza zżarła spód tak, że nie było już w paru miejscach w ogóle stali. Trzeba było, więc komin rozebrać, bo bałem się że jak mocniej zawieje to runie. Rozebrać chciałem chociaż do połowy, bo mam dołączone moje palenisko do niego. Podjechał dźwig, przecięliśmy szlifierką kątową śruby i komin poległ na ziemi.

       Dwa odcinki po 2,5 metra, grubość różnie, od około 15 milimetrów do 10 mm. Wszakże w niektórych miejscach było 10 mm stali i z 10 -15 mm rdzy. To dawało razem ponad 20mm. Przecinarka plazmowa Telwin ma rożne bajery i podaną maksymalną grubość cięcia 20 mm. I jest to parametr jak najbardziej prawidłowy, można nią ciąć takie grubości. Ale jak się przekonałem przy największym amperażu potrafi się nagrzać i wyłączyć. Z tego powodu powinno się ją ustawić nie na słońcu tylko nieco w cieniu i zagwarantować dobre chłodzenie. Po co ma słoneczko dodatkowo podgrzewać, przecinarka plazmowa nie plażowicz na plaży.


       Część z komina postanowiłem wykorzystać pod kowadło i młot resorowy.  Ale trzeba to wszystko pociąć, więc zebrałem się pewnego przepięknego dnia, a słonko wtedy jeszcze tak wspaniale świeciło. Ubrałem ciuchy robocze, maska przeciw pyłowa na twarz ( bo mam alergię) i do roboty.  Na początku chciałem ciąć szlifierką kątową, ale taka ciężka rura leżąca na ziemi sprawiłaby mi kłopot. Na pewno prędzej czy później tarcza do cięcia by się zakleszczyła.  Rura waży masę i to był szkopuł. Więc pozostała mi przecinarka plazmowa. Moją plazmówkę mam od 2 lat i choć sporo mnie kosztowała to nie używałem jej za często. Raz wyciąłem z blachy nierdzewnej krążki do grilla innym razem podcinałem regały.  Aby przecinarka plazmowa poprawnie działała trzeba zapewnić jej sprężone powietrze i to dużo powietrza, bo jak będzie za mało lub nie będzie odpowiedniego ciśnienia to zaraz dysza się przepali i nie pomoże preparat antyodpryskowy ani nic innego. Ja podaję powietrze wężem 12 mm, nie dławi on tak jak na przykład spiralne. Całość przed cięciem wyglądała tak:

     Kredą naznaczyłem miejsce cięcia, miejsce styku masy musiałem ostro przeszlifować tarczą listkową, bo było masę rdzy. Trochę się obawiałem czy plazma nie będzie szwankować z powodu rdzy, w poniektórych miejscach były nawet skorupy do 10 mm!! Ale Telwin Plasma 60HF dał sobie radę w niecałe 25 minut pociąłem wszystko. Cięcia nie były za równe, jeżeli się tnie z ręki na powierzchni takiej jak rura a do tego grubości są różne to nie ma się czego spodziewać. Wyszło jak wyszło jestem zadowolony. Dysze do plazmy się nie zabrudziły, bo co jakiś czas psikałem sprayem przeciw odpryskom Spawmix. I nawet jak się coś przyczepiło do dyszy to szczotką mosiężną wszystko wytarłem do czysta. Pocięte fragmenty leżą sobie i czekają na wykorzystanie:


Część przyspawam do dawnego komina, z 2 odcinków zrobię postumenty wypełnione betonem pod kowadło i młot resorowy. Na złom nie wywiozę trochę szkoda mi a może się na coś przyda.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Halo ponownie
      Po poprzednim rachunku za wodę stwierdziłem dosyć. Żeby Polak musiał płacić tak ogromne sumy za wodę, która jest polską, własnością. Mam na myśli nas Lachów. I co da się zrobić?  Ano samemu zdobyć każdymi możliwymi sposobami wodę. Po pierwsze woda spada za friko z chmur, wiem taki banał, ale w obecnych czasach niekiedy wypada się cofnąć w myśleniu do dawnych wieków. Wówczas jadło nie kupowało się w sklepach tylko samemu załatwiało. Jednakowo wodę.


     Ale do rzeczy, z nieba leje darmowa woda, wystarczy ją zgromadzić do zasobnika a dalej pompa do wody, wąż i gotowe. Można podlewać ogródek, krzaczki, kwiatki i co popadnie tam, kto ma. Zbierając wodę da się skorzystać, rynny, z których obficie sika się woda.
Dalszy sposób to studnie, i tu są dwa, no trzy typy. Jedna typowa, należy wykopać na taką głębokość, by woda gruntowa zdołała nalecieć, i wtenczas można wsadzić pompę głębinową. Taka pompa wytwarza ciśnienie, jest to pompa zanurzeniowa. Drugie wyjście to hydrofor. Inaczej pompa zewnętrzna, która zasysa wodę z studni i tłoczy ją pod ciśnieniem na spore odległości. Są takie pompy hydroforowe, które zdołają pchać, tłoczyć wodę na 100 metrów w górę ( hydrofor mh inox 2500).


      Inne studnie to studnie chłonne, czyli takie, które zbierają wodę z systemu odwodnienia, drenażowego wokół domu lub z gruntów. Te studnie mają tą wadę, że w czasie suszy są zazwyczaj puste. Odrębny rodzaj studni to kolektorowe, jakkolwiek inaczej powinno się na nie mówić zbiorniki kolektorowe. Do takich zbiorników odprowadza się wodę z rynien, naturalnych ścieżek opadowych. Studnie takie zbierają wodę płynącą po powierzchni. Są w większości wypadków uszczelniane od wewnątrz żeby nagromadzona woda nie wyciekała na zewnątrz do gruntu. Z wszystkich tych studni wolno przelewać wodę zwykłymi pompami zanurzeniowymi, wirnikowymi, które nie dają ciśnienia, ale mają nielichą wydajność. Pompy zanurzeniowe mają różne zdolności pompowania wody na różne wysokości. Z reguły jest to wysokość 6 metrów, przy takich najtańszych (wq 180f, wq 450 f).

      Inne pompy zdołają pompować wodę nawet na wysokość 27 metrów np.: WQ 3-24-0,75.
Takie podejście do akumulowania wody jest jak najbardziej rozsądne, uniezależnia nas od systemów wodociągów, które mogą za sprawą lokalnych sprytnych polityków wpaść w całkowicie prywatne ręce a w takim przypadku może być ciekawie. Tak czy inaczej poczynam zbierać wodę, pompować, podlewać i tyle. A jak by, co to pompowanie wody pompami elektrycznymi można zastąpić pompowaniem pompami ręcznymi. Trzeba się, co prawda namachać, ale przecież ruch to zdrowie, takie pompy ręczne do wody zwane skrzydełkowymi są robione w kilku wersjach, zależnie od wydajności np. KN-1 ma wydajność 17l na minutę, a najogromniejsza KN-5 53/ litry na minutę. Niewątpliwie wydajność zależy od własnej tężyzny.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Witka
Jest tak nadzwyczajnie na, zewnątrz że aż pragnie się żyć. W końcu nadciągnęła upragniona wiosenka, mamy śliczny miesiąc, gdy ożywia się do życia cała przyroda, w języku polskich przodków, miesiąc Marzec, określali Brzezień, być może z szacunku brzozy nieprzeciętnego drzewa absolutnie niedocenianego przez nas. Z brzozy można pozyskać oczyszczający sok, z młodych liści otrzymać susz na herbatki, a z kory rozpałkę lub surowiec do pisania.

farba geodezyjna cena


      Jestem pełen energii, i nie mam kompletnie pojęcia, z jakiego powodu, przecież odżywiam się tak samo, nie ma jeszcze miejscowych nowalijek, może to energia życia, powiew wiosny?
Moje dzieciaki też ożyły, tak jak nie mogłem w zimie wygonić ich na podwórze, albo pole tak obecnie to do wieczora siedzą. Tylko żona się irytuje, bo całkowicie odpuścili naukę i lekcje nie odrabiają, bo są wyczerpani. Kładą się spać o 9-10 a w zimie to przed kompami by siedzieli do późnej nocy. To oznacza, że ruch na świerzym powietrzu to na 100% wigor tak jak mówi ludowa mądrość. A wczoraj to wymyślili sobie, że zrobią tor wyścigowy, bo najstarszy jest fanem (nie kocham tego słowa) formuły F1. Oglądał w niedziele wyścigi i go natchnęło. Przyszedł do mnie i poprosił o spray, ale gdzie ja tam będę dopuszczał malować linie na drodze. W tamtym roku to kupiłem im farbę geodezyjną pomarańczową, Taka farba geodezyjna ma tą niebanalną własność, że zawiera masę pigmentu a bardzo mało żywicy spajającej i rozpuszczalnika. Z tego względu po pomalowaniu szosy czy chodnika, po kilku miesiącach znika, po prostu deszcz ją wypłukuje. Z tego powodu nadaje się do prac geodezyjnych, malowania różnych lini, uwidoczniania punktów przy wykopach melioracyjnych i nawet do oznaczania drzew w Lesia. Ja odkryłem dla niej inne zastosowanie, jak dzieciaki pomalują drogę to za 3 miesiące nie będzie już za bardzo widać. Farba geodezyjna może być żółta, pomarańczowa, czerwona niebieska albo zielona, to zależy od użycia wiem, że geodeci to chyba używają głównie żółtej i pomarańczowej.
    Tak pomalowany tor służył do pierwszej kraksy, na szczęście nie groźnej no, ale małolaty muszą się przyuczyć, że wyścigi to nie bajka tylko bardzo poważna i niebezpieczna sprawa. Tory muszą być widoczne i bezpieczne.
Na nadchodzące dni życzę wszystkim dużo energii.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

     Nie myślałem, że na jakość wiercenia ma tak znaczny wpływ, nie jedynie wiertło, jego jakość, ale także wiertarka, a konkretniej sposób wiercenia. Chodzi mi o to czy wiercimy z ręki czy na wiertarce stołowej. Ale od początku.
Potrzebowałem wywiercić około 399 otworów o średnicy 3,8 mm w blasze stalowej 2,6mm grubości. Na początku rozpocząłem wiercić z ręki, ale po następnym pękniętym wiertle zacząłem się zastanawiać nad ulepszeniem sobie roboty. W sklepie mam: DEDRA Wiertarka stołowa DED7707 -350W i jeszcze parę innych, ale, że ta jest najtańsza a ja potrzebowałem wiercić małym wiertłem to wybrałem tą.

     Na wiertarkach stołowych wolno wiercić z niedużą prędkością, ale za to z całkiem dużym posuwem i ciągle ten posuw jest w jednym kierunku. Zaowocowało to tym,że jednym wiertłem wywierciłem około 350 otworów bez ostrzenia! Jak wierciłem to miałem odczucie, że wiertło się wpycha w blachę i wchodzi jak w masło, jak dla mnie objawienie? Takie wiercenie ma wprawdzie ograniczenia, bo nie przeniesiemy wiertarki stołowej na pole i nie wywiercimy otworu w słupku ogrodzeniowym:).
Czyli wiertarki ręczne są mobilne można je wszędzie wykorzystać, pod warunkiem, że mamy pedłużacz i prąd. Ale wiercenie łączy się z większym zużyciem wierteł. Więc wiertarka stołowa do zakładu, a wiertarka ręczna do pozostałych robót.

     Tak się zdarzyło, że musiałem zrobić około 2611 otworów w blaszce 1,2mm wiertełkiem 2,1mm. Włączanie i wyłączanie wiertarki zamontowanym oryginalnie wyłącznikiem to makabra, szczególnie jak jest zimno, ta plastikowa pokrywka robi się horrendalnie twarda. Jak się wierci trochę otworów to nie ma znaczenia, ale jak trzeba dokładnie wywiercić parę tysięcy to pojawia się problem. Dobrym wyjściem jest wyłącznik nożny.
Postanowiłem sam zrobić takie coś, za nieduże pieniądze.
Nabyłem włącznik do dzwonka domowego, jakaś solidna sztacheta jako podstawa, dwie małe: jakaś podpórka pod piętę} druga pod palce, żeby noga nie dyndała w powietrzu. I trochę skóry na sam wyłącznik, kawałek przewodu wtyczka i gniazdko. A i ponieważ styki są delikatne to nie można tego wynalazku zastosować do mocnych wiertarek stołowych, moja wiertarka stołowa Dedra DED7707 ma 350W więc nie ma problemu.

    Przełącznik jest rewelacyjny w użyciu, i bezpieczny, w dowolnej chwili można go wyłączyć. Po zmontowaniu tak się prezentuje:

 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Czołem
     Dzisiaj mi przypadła niesamowita fucha, innymi słowy koszenie trawnika. Choć mam nieco inne zdanie na temat ścinania trawy. Nie jest to do końca dobra rzecz, o ile chodzi o mikro otoczenie naszych małych zielonych wysepek, a mianowicie nie dopuszcza do zakwitnięcia roślin. Ucierpią na tym owady, pszczoły, bąki i inne. Dalej powodujemy, że nasze trawniki przemieniają się w monogamiczne uprawy bez rozmaitości. Ginie przez to mnustwo roślin, ziół. Coraz mniej jest prawdziwych przydomowych ogródków z ich pierwotną różnorodnością . Dobra, ale nie o tym miało być, miałem nabazgrać o koszeniu trawy a w rzeczywistości o wymianie kółek do kosiarki. Ale po kolei.


    Paliwo było, olej też, w takim razie odpaliłem kosiarkę i po pięciu minutach pchania mi się odechciało. Coś ciężko szło, powodem były koła kosiarki, a w zasadzie to, co po nich zostało. Zdecydowałem je zamienić, i tu zrobiłem rozeznanie, oryginalne nie wchodziły w grę, bo kosiarka zakupiona gdzieś tam, więc wybrałem sklepik z kółkami. Mieli dobre polskie koła do kosiarek z łożyskami albo bez. W sumie taka sama konstrukcja tyle, że te bez łożysk były ślizgowe. Wybrałem dwa większe koła na tył z łożyskami i dwa mniejsze bez łożysk na część przednia kosiarki. I zakupiłem jeszcze trzpienie do mocowania, bo stare były ogromnie pordzewiałe. Posmarowałem przednie koła na tulejach smarem litowym ( bo taki akurat miałem w garażu). I dawaj na trawnik. Szło wspaniale, te nowiutkie koła w kosiarce są lekko szersze i lepiej się prowadzi, jestem usatysfakcjonowany tylko zapomniałem sprawdzić czy są ostre noże, toteż trawa była nieco porąbana. Przejawia się to tym, że po kilku dobach robi się nieco żółtawa na wierzchu.


    Po koszeniu wyczyściłem kosiarkę, naostrzyłem noże na ściernicy, bo kilka razy przejechałem na kretowinę i skończone. A i ostrzyć wskazane jest ostrożnie na szlifierce stołowej, bo można przyjarać noże, chyba, że mamy szlifierkę na wodę wolnoobrotową. Jeżeli nie to trzeba, co pewien czas chłodzić nóż w wodzie. I można odpocząć, w sumie uwielbiam zapach dopiero co skoszonej trawy.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Graba
      Obecnie trochę o smarach i smarowaniu, o tym jak dobrać smar. Smary wykorzystuje się wszędzie tam gdzie potrzeba zminimalizować tarcie między elementami ścierającymi się. Smar naniesiony na powierzchnie stanowi film, warstwę poślizgową, pomniejsza ona zużycie elementów, zmniejsza wydzielanie się temperatury i równocześnie odbiera ją, zapobiega korozji elementów trących np. w środowisku wodnym.
Smary w odróżnieniu od olejów mają zagęszczacz, który stabilizuje fazę płynną i nie pozwala jej wyciekać np., z przegubów, łożysk, taśm zębatych. Wybór właściwego zagęszczacza ma znaczenie, ponieważ smary pracują w różnych warunkach: temperatura, prędkość, siła docisku modułów trących.
       Podstawowymi smarami używanymi obecnie w przemyśle są smary litowe. Stosowane, jako wielofunkcyjne w elementach: łożyskach tocznych, łożyskach ślizgowych, różnego rodzaju przekładniach i przegubach, prowadnicach ślizgowych i zębatych. Są stosunkowo stabilne i łatwo pompowane, stąd ich ogólne zastosowanie w smarownicach ręcznych i pneumatycznych. Mają dobrą odporność na wodę i wysokie temperatury do plus 130 stopni, praca w zakresie niskich i średnich obrotów.


Smar molibdenowy to zmodyfikowany powyższy\wyżej opisany, o dwusiarczek molibdenu. Dzięki dodatkowi stosowany do wyższych obciążeń i niższych zakresów obrotów. Polecany do sprężyn w wiatrówkach, niweluje drgania.
Smary miedziowe, temperatura stosowania do 1200 stopni. Smary odporne na działanie wysokich temperatur, do ochraniania sworzni, gwintów, nakrętek i śrub, łączników rur kolektorów cieplnych, elementów wolno poruszających się narażonych na temperatury w przemyśle ciężkim. W przypadku tych smarów, cechy typowo smarne znikają przy temp 340 stopni, po tej granicy smar zachowuje cechy zabezpieczające i działa, jako smar suchy. Z tego względu nie powinien byś aplikowany do elementów obrotowych, pracujących cyklicznie przy niewielkich obciążeniach i wysokich temperaturach.


Smar silikonowy. Ciekawy smar do użytku na styku nawierzchni wykonanych z różnego rodzaju tworzyw sztucznych, metalu, ceramiki, gumy i wielu innych. Przyjęty do kontaktu z żywnością. Odporny na wpływ wody, wykorzystywany również, jako środek rozdzielający, np. do form wtryskowych.
Smar wapniowy z dodatkiem pyłu grafitowego, tzw. smar grafitowy. Głównie godny polecenia do smarowania elementów narażonych na warunki atmosferyczne i ogromne obciążenie. Doskonale przywiera w wysokich temperaturach (po wytopieniu smaru wapniowego pozostaje grafit) nadająca właściwości suchego smarowania grafitem. Wysoka przewodność elektryczna, ale tu uwaga tylko w połączeniach o znaczącym nacisku.


Wazelina techniczna, wykorzystanie raczej, jako czasowe zabezpieczenie przed korozją, oraz jako środek smarujący do słabo obciążonych modułów, np. z tworzyw sztucznych. Stosowana w zabezpieczaniu styków przed utlenianiem, jest izolatorem, ale mając konsystencję płynną nie izoluje styków zetkniętych z pewną siłą.
Smary z dodatkami EP. To smary przeznaczone na wysokie obciążenia i wysokie obroty. Dodatki EP wchodzą w reakcję z podłożem metalowym (na poziomie molekularnym) w dużych temperaturach. Wchodząc w strukturę materiału tworzą warstwy dyfuzyjne i oddzielające moduły na ich styku. Ich aktywność wywołuje stałą regenerację nawierzchni w przypadku ich zużycia.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

sadpal do piecaDzień dobry
      Sezon grzewczy już się zaczął, co prawda palenie w piecu nie jest moim ukochanym zajęciem, no, ale jak mus to mus.  I tak rutynowy rytuał: budzić się wcześniej o świcie,  włożyć się w ubrania robocze, maska przeciwko pyłowa albo lepiej przeciw gazowa na twarz, rękawice na dłonie i do kotłowni. Usunąć popiół, czyścić palenisko, co jakiś czas wyczyścić górny szyber do tego celu są szczotki kominiarskie, generalnie masakra. A jeszcze ten potworny, ciemny, smolisty osad na wewnętrznych ściankach pieca. To mnie doprowadzało do szału. Miał nie ulega wątpliwości jak sie pali powinien być wilgotny podczas spalania emituje się cała masa związków sadza, smoła i takie tam inne i oblepia palenisko od wewnątrz, smoła może być bardziej lepka a od czasu do czasu mniej, ale zawsze mam problem z usunięciem tego świństwa, które obklejając wewnętrzne ścianki znacznie redukowało sprawność pieca.

      Można stwierdzić, że smoła działa jak izolator, im grubsza warstwa (oblepiona dodatkowo popiołem) tym mniej energii z spalanego miału lub żaru, przedostaje się przez stalowe ścianki do wody, a więcej leci w komin, czyli utrata kasy (nie mówiąc już o sąsiadach, którzy wdychają to wszystko, na pewno nie na zdrowie). Nie mam pojęcia jak to zliczyć, ale wiem, że jak piec jest kapitalnie utrzymany w porządku to woda, nagrzewa mi się ekspresowo, a jak piec jest zanieczyszczony to nader wolno, logiczne!
Następna sprawa to komin, który trzeba czyścić chociaż raz w roku, bo zachodzi sadzą i tu też koszty, bo albo zapłacić kominiarzowi albo samemu nabyć wycior do komina i linia lub sznur. Należy wtedy wejść na dach albo od spodu, a jak wspaniale wtedy się wygląda :)

    No i dochodzę do końca. Przyjaciel powiedział mi, że jest takie coś jak przyśpieszacz spalania sadzy, różne są na rynku, ale najbardziej cieszący się popularnością i skuteczny jest Sadpal. To taki zielonkawy proszek, niezapalny i nie wybuchowy, którego dosypuje się do paliwa ( miału, węgla, drewna) i wówczas piec jest w środku utrzymany w porządku. Jak go zakupiłem w sklepie internetowym i wsypałem pierwszy raz to płomień zabarwił mi się na żółto-zielono i dym z komina leciał nie czarny jak zazwyczaj, ale białoszary albo taki biały. Znaczy to, że wypalanie jest pełne. Na opakowaniu pisało, że aplikacja go jest ekologiczne, no i ma to sens podobnie jak katalizatory w furach, dopalają paliwo i mniej substancji toksycznych przedostaje się do powietrza.

       Teraz trochę o skutkach stosowania Sadpalu, co zauważyłem: palenisko jest w środku siwy albo biały, to zależy ile dorzucę proszku. Tak na oko to sypię za każdym razem o tyle o ile niepełne trzy czubate łyżki stołowe na wsad (piec mam 60kW). Jak sypnę więcej sadpalu to jest w środku suchutko i biało, fajnie to wygląda. Czyścić piec i tak trzeba, bo popiołu to jest od groma, ale jest on wypalony i nie ma z tym problemu. Jednakże na ściankach robi się tak łuska jak na wyschniętych jeziorach, i spada po czasie. Na koniec napiszę, co powiedział mi znajomy jak zawołał kominiarza żeby tak na wszelki przypadek wyczyścił komin, kominiarz po pracy zszedł z drabiny zagadał, że komin był czysty, bo chyba ktoś go niedawno czyścił albo stosujesz pan, Sadpal.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Otwornice do metalu

Czołem
      I raz jeszcze moja wkrętarka i dopiero co zakupiony komplet otwornic do metalu i drewna umilił mi życie, i mam wymówkę żeby w przyszłości zakupić coś do warsztatu. Ale od początku.
Każdy z nas uwielbia wyjść na rześkie powietrze, nie znam człowieka, który by lubił żyć w stęchłym pomieszczeniu, pełnym pleśni i smrodu. Na razie w sezonie zimowym, znaczna część krajowych mieszkań zaczyna takie pomieszczenia przypominać. Sami tego nie czujemy, bo człowiek przyzwyczaja się do własnych zapachów, ale ktoś z boku od razu zwietrzy nieświeże powietrze. Dzieje się tak, od czasu gdy w Polsce rozpoczęto wymieniać stare nieszczelne okna drewniane, na super hermetyczne okna plastykowe. I tu taka mała uwaga, nasze stare bloki lub mieszkania nie były budowane z efektywnie działającym rozkładem wentylacji, gdyż nieszczelne okna nam to zapewniały.
      I mamy stare pomieszczenia, mieszkania z nowymi oknami i oprócz tego ściany budynków obklejone styropianem. Zechciej zrobić takie doświadczenie, dwa jabłka jedno położyć na parapecie, a drugie opatulić w worek foliowy i również położyć na parapecie. Po tygodniu zobaczycie, co dzieje się z jabłkiem bez wentylacji. Analogicznie jest w naszych domach.  I zaczyna się ukazywać na ścianach pleśń, a jeszcze jak się, wygipsuje ściany to już zupełnie. Więc pędzą panie i panowie i kupują w sklepach chemicznych środki na pleść, na ogół na bazie podchlorynu sodu, i nie dość, że trują nas pleśnie to jeszcze chlorem trujemy się sami. A problem nie leży w tym.
Co gorsza są ludzie, którzy aby zaoszczędzić na energii cieplnej zaklejają pozostałe otwory wentylacyjne, żeby ciepło nie uchodziło, zgroza.  Nie tędy droga.
     Ciało człowieka potrzebuje czystego powietrza (czasami wentylacja się nie sprawdza, w szczególności jak sąsiad pali śmieciami, ale to tak na marginesie) do prawidłowego funkcjonowania, powietrza pozbawionego zanieczyszczeń, obfitego w tlen.
Wentylacja polega na dostarczeniu powietrza do pomieszczenia i usunięcia zużytego powietrza.  W takim przypadku nie można poprzestać na nawietrzakach, lub wyłącznie kratce wentylacyjnej. O ile mamy taką kratkę.
      Jeżeli jest WYJŚCIE to konieczne jest też WEJŚCIE. W starych budynkach, jeżeli jest jedynie kratka w ubikacji i kuchni to powinno się w każdym oknie zainstalować nawietrzaki i w drzwiach pomiędzy pokojami, nawiercić otwory, aby powietrze mogło się swobodnie przemieszczać. Ja zrobiłem tak w wszystkich drzwiach i oknach i problem znikł. Wystarczy wkrętarką akumulatorową za pomocą otwornica do metalu i drewna zrobić otwory i zamaskować je rozetami z tworzywa, są takie otwornice w kompletach albo na sztuki. Wybrać trzeba średnicę otwornicy ociupinę większą od rozetek. Wygląda to estetycznie i jest funkcjonalne. Jest trochę zimniej, ale wystarczy się troszkę cieplej ubrać i delektować świerzym powietrzem i nie zapominać o spacerach i wietrzeniu przed spaniem.

 To tyle

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Kłaniam się
      Nie cierpię takich sytuacji, wyobraźcie sobie jedziecie z familią do domu, do przebycia nadal 120 km i nagle przestaje działać ogrzewanie w samochodzie, a na zewnątrz mróz -8 stopnie. Małolaty marzną kobieta narzeka ja zupełny zestresowany. Dobrze, że mój Land Cruiser HDJ 80 ma 2 nagrzewnice i wysiadła ta przednia a tylnia działała, więc jakoś dojechaliśmy. Na następny dzień żona kicha i dzieciaki też zaczęło brać. Wobec tego sunę do mechanika i demontujemy cały kokpit praca na 5 godzin, przy okazji kilka uchwytów plastikowych się popsuło (na bank same się popsuły). No, ale w porządku nagrzewnica wygrzebana a w środku tyle brązowo-rudej mazi gnoju, że zgroza. Przepłukiwałem to cały dzień, wlewałem kwas solny i sodę, udało się oczyścić do tego naturalnie kilkukrotne czyszczenie całego układu chłodzenia. Jak dużo tam było syfu takiej rdzawo-brunatnej mazi, upatruję, że wcześniejszy posiadacz chciał uszczelnić chłodnicę i wsypał największe przekleństwo z dodatków do samochodu, jakie człek mógł wymyślić.

- uszczelniacz do chłodnic, ten syf oblepił ścianki wewnątrz układu chłodzenia i stąd mój problem.

     Niemniej jednak to nie koniec. Okazało się, że nagrzewnica ma pęknięte obydwie rurki, wlotowy i wylotowy, myślę, że z tej przyczyny ktoś wlał to świństwo. Jak oczyściłem nagrzewnice to pojawiły się te rysy na rurkach mosiężnych. A jeszcze dopowiem, że przedtem w samochodzie cały czas było czuć  zapach płynu chłodniczego, ale nie wiedziałem, co może być przyczyną w tej chwili już wiem.

    
     No i obecnie problem, co robić? Oryginalna nagrzewnica wartość kosmiczna jak większość oryginalnych części do Land Cruisera ( mój rocznik 1994 HDJ 80), na allegro szukałem, ale nie znalazłem zresztą nawet to, jaką miał bym gwarancję, że wszystko z nią było by ok. No i tu zdecydowałem wziąć sprawę w swoje ręce, ponieważ moim hobby  jest odlewnictwo rekonstrukcyjne min. sprzączek do pasów średniowiecznych, i jedną z technik w calej tej zabawie jest lutowanie twarde, więc. Wyczyściłem obydwa króćce kwasem lutowniczym, przeczyściłem włókniną szlifierską, odpaliłem mój super palnik perun,  lut srebrny w rękę i cheja. Na polutowanie zużyłem prawie całą laskę lutu srebrnego różowego. Lutowałem lutem 25 procent srebra, potrzebuje on nieco większej temperatury, ale można nim zalewać szersze szczeliny niż lutami o wyższej zawartości srebra tymi niebieskimi żółtymi i zielonymi. Tam jest srebra 30 45 procent czyli bardzo dużo.

Tu fotka innego lutowania ale efekt ten sam;

    Efekt był wspaniały, oprócz tego, że zalałem szczeliny to wzmocniłem jeszcze kolanka na zgięciu, mechanik jak zobaczył nagrzewnicę to wyraźnie widziałem, że był lekko zszokowany, na początku mi odradzał lutowanie, jako bardzo niepewne. Ale ja wiem, że taki lut srebrny jest wielce trwały, wytrzymały na korozje i tak dalej.

   Po zmatowieniu wszystkiego do kupy jeszcze raz kilka godzin, zalaliśmy chłodnicę zwykłą kranówą (na szczęście była odwilż ) i pojeździłem z ta wodą  dwa kwadranse. Potem wylałem ją i tak kilka razy. Na koniec zalałem płynem chłodniczym.

Jakie to doskonałe uczucie siedzieć w samochodzie z sprawnym ogrzewaniem.

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Czołem
       Przygoda zaczyna się, gdy to zakupiłem kapsułki Pau-drako, bo mój mały był chory i potrzebowałem czegoś opcjonalnego do antybiotyku. A tego dziadostwa nie chciałem dawać, nie dosyć, że drogie to jeszcze pustoszy wszystko, co egzystuje na swojej drodze. Uważam, że antybiotyki powinny być zalecane do niezwykle poważnych przypadków a nie tak na dzień dobry, ale to temat do oddzielnych rozważań.
       W sklepie zielarskim kupiłem opakowanie z kapsułkami, bardzo drogie, kapsułek było chyba 85 i prędko się skończyły wobec tego poszedłem kupić nowe, ale coś mnie tknęło i przeczytałem skład na początku pisało ekstrakt z zarąbiście wyselekcjonowanych odmian… na końcu drobnym drukiem - (zmielona kora PAU drako), innymi słowy nie żaden ex-trakt tylko zmielona......Tak jest w większości przypadków, w takim razie trzeba mieś swój rozum i ciągle szukać.
Postanowiłem kupić młynek i korę PAU-drako luzem (kilka razy tańszą od kapsułek) i sam mielić. Tak robię od jakiegoś czasu z innymi ziołami. Ale o tym później. Kupiłem młynek Boscha, ale przeciętnie mielił, więc zmieniłem geometrię ostrza moim Dremelem 3000 a najlepiej użyć ściernicy czerwonej i zrobiłem otwory wentylacyjne, a super się tu przydała wkrętarka Boscha GSR 10,8V-LI-2+LB, którą wywierciłem zgrabne otwory i tu się przydało moje wiertło wielostopniowe.
     Młynek w ten sposób odmieniony mieli trochę lepiej, ale szału nie ma. Wydaje mi się, że za małą moc i za duże noże.
Co do mieszanin ziołowych to mam kilka. Podstawowa to mieszanka odpornościowa: Koci pazur, kora lapacho, jeżówka purpurowa, fiołek trójbarwny (sporo rutyny), mięta do smaku, suszone owoce i kwiaty czarnego bzu. To wszystko mieszam rozkruszam w młynku i dodaję witaminę C. Stosuję tak: jedna płaska łyżeczka do szklanki, zalać gorącą wodą 10% pojemności szklanki, jak wystygnie dodaję witaminę c, sok z aroni, pigwy i bzu czarnego ( zależy, co tam mam). Dopełniam wodą i gotowe, wypijam bez przecedzania, fusy nie pogryzą. Inne to żółciopędna i wzmacniająca wątrobę, oczyszczająca. Co drugi dzień piję również szejka zrobionego z świeżo zmielonych ziaren siemienia lnianego, wiesiołka i ostropestu, plus witamina C.
Pamiętajcie, że nie powinno się przechowywać za długo zmielonych ziaren czy ziół, dlatego że olejki eteryczne parują, oleje nienasycone jełczeją i generalnie utlenia się to co może być wartościowe.

 

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Hejka
     Dzisiaj cokolwiek o takiej pospolitej rzeczy jak zawieszenie półki – tak to wolno pewnie określić w kabinie prysznicowej. Małżonka zamyśliła podmienić starą zardzewiałą na nowiutką jakby nierdzewną, ale coś mi się wydaje, że za taką małą cenę to jest pewno wyrób nierdzewno podobny, czas pokaże. Nieważne generalnie przygotowałem się jak zawsze profesjonalnie do takiej czynności, czyli butelka piwa raciborskiego, wykrywacz przewodów, wkrętarka i wiertło do wiercenia bez udaru. Naznaczyłem poziomicą pion, kabli pod płytkami nie było i poczynam wiercić, a tu niespodzianka. Wiertełko ślizga się jak ja ostatnio na lodowisku. Przypomniałem sobie, że szare płytki na ścianie były chyba gresowe, jak bym wiercił 50 cm wyżej to tam są zwykłe szkliwione. No i co teraz? Udaru nie włączę, bo płytki popękają, a i tak niewiadomo czy by się udało przecież taki gres to okropnie twardy. W związku z tym powiedziałem sobie, że już w żadnym razie nie dam się namówić na gres w łazience. To jest bez sensu, mrozoodporne płytki na ścianę, i jeszcze o twardości takiej, że jak bym je dał na podłogę to się nie zetrą przez 1000 lat. Tylko szkliwione do wnętrz, no chyba, że kwestia koloru.

     No dobra, ale temat pozostaje, jedyne wyjście to wiertła diamentowe. Są dwa rodzaje: takie z nasypem diamentowym np.: wiertła diamentowe do gresu Graphite, lub dużo droższe z segmentem diamentowym dopasowane do adaptera, który podaje wodę, np.: wiertła do gresu Rubi. Woda w Rubi jest podawana pod ciśnieniem wężykiem i przez środek wiertła, ochładza i wypłukuje urobek. Pierwsze Graphite z nasypem wiercą w gresie optymalnie 10 - 11 otworów, a te Rubi to setki. Mnie potrzeba wywiercić tylko 4 no i może jeszcze później kilka. Więc wziąłem Graphite 8mm. Takie wiertło powinno pracować na mokro i z prędkością nie większą niż 200-400 obrotów na minutę. Więc do wiercenia wyłącznie wkrętarka akumulatorowa.  Jak się wierci w podłodze to nie kłopot, bo wystarczy z plasteliny ulepić taki wał i wlać tam troszkę wody, gorzej jak to jest ściana, wtedy albo adapter do otwornic, albo wężykiem z kranu polewać, trochę się nabrudzi.

    Czynność trwała dość długo, bo taki otwór to się robi z kilka minut, ja się nie spieszyłem, grunt, że wyszło. I jeszcze trochę o technice, zaczynamy wiercić pod kątem – wcinamy się wpierw jedną stroną a dalej zagłębiamy wiertło w całości pod kątem 90 stopni. I gotowe, półka zamocowana, kabina oczyszczona, piwo wypite, można zażywać ablucji

Gwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywnaGwiazdka nieaktywna

Witam
   W obecnych czasach gotowanie staje się co chwila prostsze, a to za sprawą dużego i uniwersalnego dostępu do wszystkiego, co pomocne w tym zawodzie, i nie mam na myśli jedynie przepisów w necie. Półki w sklepach uginają się od różnorakiego typu sprzętu AGD, przypraw, noży, książek kulinarnych i ślicznych garów ze stali nierdzewnej.

    Każdemu z nas, czasami zdarza się przypalić tego typu gar, albo właściwie to, co w garze. O ile jest to  krótkotrwałe przypalenie trwające chwilę, to można wyrzucić przypaloną treść, wlać wrzątkulub gorącej wody z płynem czy solą, zaczekać paręnaście minut i wymyć szczotką z tworzywa. W większości wypadków tego rodzaju operacja się udaje i w najlepszym wypadku nie zostają żadne ślady na spodzie garnka. Gorzej, jeśli spalimy potrawę tak, że na spodzie garnka będzie gruba zwęglona warstwa, a w kuchni widoczność zmaleje jak w gęstej mgle, co w owym czasie robić? Kuchnię można wywietrzyć a gar szkoda wyrzucać.

Postaram się napisać, co w takiej sytuacji najlepiej zaradzić. Musimy przygotować: szpachelkę, wkrętarkę z regulacją obrotów, krążek elastyczny na rzep, włókninę polerską ziarno 60, 120, 240, ściernicę trzpieniową z włókniny ziarno 60, 240 i ewentualnie włókninę stalową o numerze 2, 0 i  00.

     Najważniejsze to zaczekać, aż garnek wystygnie, wówczas zalać niewielką ilością wody z solą (pod żadnym pozorem nie wlewać wody do gorącego garnka, ponieważ można pokrzywić dno). Dobrze jest go przenieść na balkon, tak aby przykry aromat nie roznosił się po domu. Później małą szpachelką usunąć zwęglone części, tak, aby nie było większych kawałków przylegających do spodu garnka, to czasem trwa, lecz dobrze jest uzbroić się w cierpliwość i dokładnie oczyścić dno. Po tym etapie przepłukujemy gar i osuszamy go, można lekko podgrzać nad gazem, jednak bez pośpiechu. Zakładamy na maszynę krążek z rzepem i zakładamy do niego włókninę 60, obroty nastawiamy na plus minus 800obr/min. I czyścimy lekko dociskając spód garnka. Powinno się uważać, aby nie ocierać gumą o boki garnka. Po paru minutach garnek, jego spód powinien już być w miarę czysty, należy wówczas przetrzeć go suchą ścierką i sprawdzić czy nie zostały gdzieś plamy, jeżeli tak to operację ponowić. Jeżeli spód będzie już ładny wymieniamy włókninę na 120, później 240 i powtarzamy za każdym razem operację, ale trochę krócej. Po wyczyszczeniu dno powinno mieć satynową nawierzchnię bez widocznych głębszych rys. Dalszy etap to polerowanie brzegów garnka i tu robimy analogicznie jak dotychczas. Najpierw montujemy na maszynę ściernicę trzpieniową z włókniny o ziarnie 60, potem drobniejszą 120 lub 240. Po wyczyszczeniu boków gar winien być jak nowy. Jeżeli garnek był w środku polerowany to można jeszcze wykończyć go pastą woskową i filcem polerskim, najlepiej nadaje się do tego filc polerski naturalny.

      Jak ktoś nie dysponuje wiertarki może to samo zdziałać ręcznie za pomocą wełny stalowej grubość 2, 0, 00. Jednakże w wypadku czyszczenia ręcznego musimy liczyć się z tym, że przeznaczymy masę czasu i w żadnym razie nie uzyskamy tak cudownego rezultatu jak w przypadku polerowania maszynowego.